Prawo jazdy C+E od 2026 roku – krok w stronę profesjonalizacji czy cios w szkolnictwo?

Z początkiem 2026 roku wejdą w życie zmiany, które na nowo zdefiniują sposób szkolenia i egzaminowania kierowców ubiegających się o uprawnienia kategorii C+E. Od 1 stycznia egzaminy praktyczne będą mogły odbywać się wyłącznie na zestawach składających się z ciągnika siodłowego i naczepy, co oznacza definitywne odejście od dotychczasowego układu: ciężarówki z przyczepą centralnoosiową.
To jedna z największych reform w szkolnictwie kierowców zawodowych od lat. Jedni widzą w niej szansę na podniesienie jakości kadr, inni – realne zagrożenie dla ośrodków szkoleniowych i dostępności kursów. Czy zmiana będzie na lepsze?
Jak jest dziś? Ostatni rok „starego” systemu
Do końca 2025 roku kandydaci szkolić się będą na zestawach ciężarówka + przyczepa. Taki układ jest:
Egzaminy na tym typie zestawów są też mniej wymagające, szczególnie jeśli chodzi o cofanie. Przez lata był to standard i pierwszy – często bardzo łagodny – krok kandydatów w świat ciężkiego transportu.
Co zresztą dobrze widać w praktyce. Aktualnie, gdy rozmawiamy z kierowcami
i pytamy czy mają doświadczenie z przyczepą w odpowiedzi często słyszymy:
„Tylko takie, że zdawałem prawo jazdy na tandemie”.
Dla wielu młodych kierowców był to jedyny kontakt z przyczepą, zanim po raz
pierwszy trafili do pracy z zestawem z naczepą. Od 2026 roku także ta
„ścieżka startowa” przestanie istnieć – nowi kierowcy nie będą mieli już tej
przyjemności (lub, jak twierdzą inni, tego ułatwienia). System przejdzie od
razu na szkolenie w konfiguracji zgodnej z realiami rynku.
Co zmieni się od 1 stycznia 2026 roku?
Nowelizacja przepisów, której wdrożenie odkładano od 2019 r., ostatecznie zacznie obowiązywać z początkiem 2026 r. Kursy i egzaminy muszą być prowadzone na zestawach składających się z ciągnika siodłowego i naczepy, spełniających określone parametry:
Egzaminy mają więc wreszcie odzwierciedlać realne warunki pracy zawodowej.
Dlaczego wprowadzono zmiany?
Celem reformy jest podniesienie jakości szkolenia oraz dostosowanie go do współczesnych standardów europejskich. Większość kierowców po uzyskaniu prawa jazdy dopiero w firmie ma pierwszy kontakt z naczepą – pojazdem zupełnie inaczej reagującym na skręty, cofanie i obciążenie.
Zmiana ma to zmienić, podnosząc poziom przygotowania już na etapie kursu.
Wyzwania dla szkół jazdy i WORD-ów
To właśnie tutaj pojawiają się największe obawy branży.
• Wysokie koszty inwestycji
Zakup ciągnika i naczepy to setki tysięcy złotych. Dla wielu małych szkół może to oznaczać wycofanie się z kategorii C+E.
• Modernizacja placów
Zestaw z naczepą wymaga większego placu, innego ustawienia pachołków, innej logistyki.
• Wyższe koszty kursów
Droższy sprzęt i obsługa oznaczają wzrost cen kursów dla kandydatów.
• Ryzyko zmniejszenia liczby ośrodków
W mniejszych miejscowościach może zabraknąć szkół zdolnych do prowadzenia nowych szkoleń.
Konsekwencje dla kandydatów
Zmiana oznacza wyższy próg wejścia:
Ale jednocześnie:
Co mówi branża? Podział jest wyraźny
Duże firmy transportowe – „To potrzebne”
Uważają, że dotychczasowy egzamin był zbyt oderwany od rzeczywistości. Reformę traktują jako inwestycję w bezpieczeństwo i profesjonalizację kadry.
Mniejsze firmy i szkoleniowcy – „To może nas zniszczyć”
Obawiają się kosztów, spadku liczby kursantów i pogłębienia niedoboru kierowców.
Czy zdawać przed zmianami?
Jeśli ktoś chce uniknąć egzaminu na naczepie – zdecydowanie warto zdążyć przed końcem 2025 roku.
Ale trzeba jasno powiedzieć: niezależnie od tego, na czym zdasz egzamin, pracować i tak będziesz na naczepie. Prędzej czy później trzeba będzie opanować manewry na dużym zestawie.
Zmiana na lepsze czy gorsze?
Z perspektywy jakości kształcenia i bezpieczeństwa – to krok w dobrą
stronę.
Z perspektywy infrastruktury, dostępności kursów i sytuacji małych ośrodków
– to poważne wyzwanie.
Finalnie reforma może przynieść pozytywny efekt, ale tylko jeśli rynek dostanie czas i odpowiednie wsparcie, by się do niej przygotować. W przeciwnym razie trudniejszy egzamin może okazać się najmniejszym problemem – a największym będzie brak miejsc, gdzie można się do niego przygotować.